Ponad 2 godziny muzyki, 28 utworów – pewnie myślicie sobie: kurde, materiał na 3 niezłe płyty… Nic bardziej mylnego bo wtedy wchodzą panowie z Red Hot Chilli Peppers i mówią: potrzymajcie mi piwo.
Nie dość, że na jeden album zdecydowali się wrzucić tyle muzyki to jeszcze warto podkreślić że jedynie dobrej muzyki. Duża to sztuka nagrać tyle kawałków i żadnego słabego. Naprawdę chciałbym napisać, że któryś z utworów na „Stadium Arcadium” mi bardzo nie odpowiada. Jasne, są takie, które wolę bardziej lub mniej, ale właściwie żaden nie jest słaby. No na siłę mógłbym się przyczepić do „Snow” czy „Tell Me Baby” że są irytujące, no ale Jezu, to już naprawdę na siłę.
Kogo to zasługa? No mam nieodparte wrażenie, że jednego człowieka – Johna Frusciante. To wrażenie wzrasta na sile jeszcze bardziej, kiedy odpalam kolejny krążek RHCP czyli „I’m With You” z którego delikatnie mówiąc nie wyszło ani trochę nic specjalnego, średnie to po prostu. A „Stadium Arcadium”? Znakomite solówki, świetne brzmienie gitary, fajnie słyszalne dwugłosy z Kiedisem, trochę funku… krótko mówiąc: dwie godziny przyjemności.
Chciałbym po krótce odnieść się do każdego z kawałków, ale no instagram oferuje tyle miejsca ile oferuje więc po prostu napiszę co lubię najbardziej. Oczywiście największy przebój czyli „Dani California”, no ale już nieco zamęczony, to też na szczycie listy nie jest. Potem mamy tytułowy „Stadium Arcadium” – kawałek z typu takich, w których można się zatopić i nie myśleć o niczym innym. Do swojej topki zaliczyłbym też „She’s Only 18” (fenomalny refren), „Torture Me” (ależ to jest szalony na początku utwór i znów ten refren) „Desecration Smile” czy „She Looks To Me”. Natomiast dwie największe perełki? „Especially in Michigan” i niepozorne „Make You Feel Better” (do odsłuchania na spotify „Fajne Dźwięki”) ;).
Długa płyta, krótka recenzja – więcej nie trzeba.
© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone