Żyję! Tak, tak przerwa od ostatniej recenzji wyszła znacznie dłuższa niż planowałem, ale no okoliczności nie sprzyjały. W ramach rekompensaty wlecą w najbliższym czasie trzy szybkie posty, a zaczynamy już dziś. Te sto lat temu, kiedy ostatni raz wrzuciłem relację, pytałem Was czy wolicie “Marchef w Butonierce” czy jednak “Styropian”. Dość jednoznacznie stwierdziliście, że… i tutaj nie zaskoczę – “Marchef…”. To Jedziemy.
Dla mnie to chyba najlepsze dzieło Grabaża. Bardzo lubię punkową Pidżamę z pierwszych płyt, niezwykle cenię też sobie “Bułgarskie Centrum”, ale najwyższym poziomem i największą kultowością odznacza się jednak ten album. W ogóle moja sympatia do Pidżamy Porno rozwinęła się w jakiś taki dziwny sposób. Jeszcze kilka lat wstecz niespecjalnie się w tej twórczości zasłuchiwałem, znałem może pojedyncze kawałki. Mimo tego zdarzyło mi się zaliczyć jeden z koncertów zespołu – w Jarocinie, w 2016 roku i od tego czasu się zaczęło. Dość szybko Pidżama stała się zespołem, na którego koncertach byłem najwięcej razy, a dyskografia zajęła należne jej miejsce na półkach. Romantico, muzyczna miłość od pierwszego koncertu.
Co napisać o samej płycie? Grabaż wznosi się na najwyższy, poetycki poziom, czego dowodem jest chociażby kawałek “Chłopcy Idą Na Wojnę”. Genialny utwór, bezapelacyjnie jeden z najlepszych numerów tej młodszej Pidżamy. Oczywiście jest też hitowa “Twoja Generacja”, słusznie głosząca o miłosnym sprzeciwie do płci pięknej słuchającej disco polo. Tytułowa “Marchef w Butonierce” to znowu fenomenalny tekst i kawał dynamicznego grania. Dodatkowo liryczne “Pryszcze”, “Idą Brunatni” traktujący nadal o bardzo aktualnym problemie, czy fantastyczne na wskroś “Taksówki w Poprzek Czasu”. No znacie tą płytę tak dobrze, że nie ma co tu pisać. Wiecie, że jest kultowa i wiecie, że to wyżyny Pidżamy.
See You later.
© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone