Dave Abbruzzese, perkusista z którym zespół nagrywał “Vs.”, stwierdził w jednym z wywiadów dla magazynu “Rolling Stone”, że kiedy był młodszy wydawało mu się, że jeżeli grupa muzyczna sprzeda jakiś album w nakładzie miliona egzemplarzy, to jedyne co robi to skacze z radości do góry i na dół. Jednak w przypadku Pearl Jam tak to się nie odbywa… To chyba najlepsze zobrazowanie tego jak zespół został przytłoczony sukcesem debiutanckiego krążka “Ten”. Muzycy znaleźli się w trudnej sytuacji – już ich debiut uzyskał miano legendy grungu. Teraz trzeba było na niego jakoś odpowiedzieć. Tą odpowiedzią stał się właśnie album “Vs.”.

Początkowo płyta miała nazywać się po prostu “Pearl Jam”. Ostatecznie wybrano jednak inny tytuł. Jest to odniesienie do wszelkich konfliktów, które trapiły zespół podczas nagrywania. Członkowie grupy, na etapie tworzenia, czuli się wręcz zniewoleni. Oddaje to także okładka krążka. Fotografia prezentująca uwięzioną kozę miała obrazować jak grupa znosiła cały proces twórczy. Pearl Jam przecież, mimo odniesionego już sukcesu, nie chciało zrywać z łatką zespołu alternatywnego. Ta myśl bardzo ciążyła na muzykach, stąd też nie zdecydowali się oni właściwie na jakąkolwiek promocję albumu.

Nie zmieniło to faktu, że płyta i tak momentalnie odniosła sukces, a utwory się na niej znajdujące stały się przebojami. Trudny proces nagrywania odbił się także na brzmieniu. W odróżnieniu od debiutu jest ona nagrana dynamiczniej, charakteryzuje się większą surowością i różnorodnością. Mamy tutaj spokojne ballady, ale mamy też fragmenty brudne czy chaotyczne.

Całościowo może się ten krążek po prostu podobać. Jest zupełnie inny niż “Ten”, cierpi na tak zwany syndrom drugiej płyty… ale na pewno nie warto go z tego powodu specjalnie krytykować. Jest świetny muzycznie, pod względem różnorodności jeszcze bogatszy niż poprzednik. “Rearviewmirror” to natomiast jeden z najlepszych utworów w historii Pearl Jam.

© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone