Gdyby ktoś poprosił mnie o wskazanie najlepszego i mojego ulubionego basisty Metallici nie zastanawiałbym się raczej długo. Z całym przeogromnym szacunkiem do Cliffa Burtona wybrałbym Jasona Newsteda. Jason jednak całkiem rozsądnie, widząc pogarszającą się sytuację w zespole, popadającego w coraz większe uzależnienie Hetfielda i mając na uwadze swoją coraz bardziej słabszą kondycję psychiczną oraz fizyczną, w 2001 roku decyduje się na rozstanie z Metą. Czy postąpił słusznie? Ciężko stwierdzić. Przynajmniej nie firmował swoim nazwiskiem St. Anger… (które w nowych aranżacjach podczas ostatniej trasy koncertowej czy S&M2 brzmi swoją drogą znakomicie – czyli jednak się da!).

W każdym razie Newsted odchodzi, a 11 lat później decyduje się na powołanie własnego projektu. Firmuje go swoim nazwiskiem, bierze na siebie wokal i grę na basie. Płytę zdecydował się nazwać dość banalnie – bo po prostu Heavy Metal Music. Czy do końca słusznie? No tutaj można by dyskutować, bo czy to faktycznie heavy metal? Różnie z tym jest. Malkontenci stwierdzą na pewno że nie ma tu w ogóle thrashu więc ‘panie a na co to komu’, ale czy Newsted obiecywał tu grać drugą Metallicę? No nie. Jest sporo hardrocka i oczywiście elementy metalu, a to wszystko bardzo sprawnie spięte i zrealizowane.

Płytę zaczynamy dwoma chyba najszybszymi kawałkami na krążku. “Heroic Dose” i “Soldierhead” – udane, dynamiczne kompozycje… takie trochę Motorheadowe. Potem “…As The Crow Files”, sprawny i zapadający w ucho przez charakterystyczny rytm kawałek z nieodkrywczą, ale udaną solówką. Z najmocniejszych i moich ulubionych zdecydowanie warto wymienić jeszcze “Long Time Dead”, “King Of The Underdogs” (szczególnie właśnie ten) i “Nocturnus”. Niekiedy powolne, ale z mocnym uderzeniem pretendują do najlepszych na krążku. A warto wspomnieć jeszcze o przebojowym “Above All” czy intrygującym “Twisted Tale Of The Cornet” z końcówki.

I tyle ladies and gentleman. Udany to był powrót Jasona do poważnego grania, szkoda że jednorazowy.

© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone