Podobno majętni miłośnicy sztucy, kolekcjonujący niezwykle cenne dzieła artystyczne, posiadają w swoich posiadłościach sekretne pokoje, w których spędzają godziny „sam na sam” wraz ze swoim skarbem. Wiecie, to taki częsty motyw filmowy. Stalowe drzwi zamykane na kod, lasery i wiele innych zabezpieczeń. W takim pomieszczeniu musi znajdować się oczywiście jakiś, wart fortuny obraz, a najlepiej jeszcze zaginiony i pilnie poszukiwany. Postanowiłem przekuć sobie taką sytuację na płaszczyznę muzyczną. Z jakim utworem zamknąłbym się na wiele godzin i wsłuchiwał się w niego bez końca? Jakie dźwięki chroniłbym przed światem, chcąc je tylko dla siebie? I muszę wam się przyznać… w ostatnim czasie chyba poznałem w końcu na te pytania odpowiedzi.
„Stairway To Heaven”. To jedno z tych dzieł, o których nigdy nie słyszałem słowa „przereklamowany”. Ja sam tego utworu długo nie słuchałem. Swego czasu wydawał mi się bardzo wyeksploatowany i zrobiłem długą przerwę. Ale ostatnio… ostatnio znów powrócił. Bo bez wątpienia to jeden z kawałków wszechczasów. Jedna z tych kompozycji, która zasługuje na ten wspominany wcześniej pokój. Akustyczny wstęp i zmiany tempa zakończone hardrockową końcówką. Masterpiece.
No dobra, ale to nie jest recenzja utworu. Ciężko żeby była, to nie miałoby sensu. Tematem przewodnim jest dziś płyta, na której ten kawałek się znajduje. Płyta… bez tytułu. Przylgnęło, że to zeppelinowa czwórka i niech tak pozostanie. Chyba mój ulubiony krążek w dyskografii tego zespołu.
Reszta kompozycji tutaj raczej nie dorównuje „schodom do nieba”. To nie tak, że są słabe. Absolutnie nie. Są bardzo dobre. „Black Dog” jest przecież znakomicie hardrockowe. „Four Sticks” ma fajne, funkowe naleciałości, a „Misty Mountain Hop” cieszy elektrycznym pianinem i motorycznym rytmem. Jest też kończący „When the Levee Breaks”. Również świetny.
I wiecie co? Nie szata zdobi płytę. Spójrzcie na tą okładkę… odrapana ściana i jakiś obraz. Człowiek zbiera chrust. To opakowanie niech Was nie zmyli. To kawał fantastycznego grania, niepozornie zapakowanego. I dobrze, to właściwa zależność – nieciekawa okładka, przeciekawa zawartość.
© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone