Lubię wizualizować sobie ostateczny krach systemu korporacji śpiewa ironicznie Kazik, ja natomiast piszę: lubię słuchać tej płyty i jest to najlepszy krążek w historii Kultu. Długo się zastanawiałem czy aby na pewno jestem przekonany do tego zdania, ale no odpaliłem sprzęt grający, po raz kolejny odsłuchałem i zdania nie zmieniłem, także no.
Wymyśliłem sobie, że tym razem wezmę na tapetę coś polskiego, no a skoro polskiego to pierwsze co mi przychodzi do głowy to Kazik. No i spoko, ale na szczęście bądź w przypadku tego wyboru nieszczęście Kazimierz Staszewski jest bardzo płodnym artystą i posiadając większość jego twórczości, no ciężko się na coś zdecydować. Miały być piosenki Toma Waitsa, ewentualnie “Hurra Suplement”, no ale ostatecznie stanęło na ostatecznym krachu…
… płycie w historii Kultu chyba najbardziej różnorodnej, na której Kazik wziął trochę z każdego możliwego stylu.
Wrzucamy krążek i od razu dostajemy po ryju. Mocno brzmiąca wręcz metalowa “Goopya Peezda” jest naprawdę mocnym rozpoczęciem i nie jest to jedyna tak mocno brzmiąca kompozycja na tej płycie. Ogólnie w sumie to tak naprawdę najbardziej na tym krążku lubię – gitarowe kawałki z udrzeniem. “Poznaj Swój Raj”, “Krew Jak Śnieg” czy “Fever Fever Fever” to galopujące, zahaczające o metal, aż nie boję się użyć określenia brutalne kompozycje.
Podoba mi się też to, że po uderzeniu jakim jest “Krew Jak Śnieg”, Kazik funduje nam taki kawałek jak “Komu Bije Dzwon”. To właśnie podkreśla to o czym wspominałem – mega różnorodność tej płyty. Z resztą sam utwór, poświęcony zmarłemu perkusiście Kultu – Andrzejowi Szymańczakowi jest fantastyczny. Uwielbiam wersy “Znowu dzisiaj widzę zachód słońca, znowu udało się doczekać końca”, no przeszywa mnie za każdym razem dreszcz kiedy to słyszę.
O utworach takich jak “Gdy Nie Ma Dzieci” czy “Lewy Czerwcowy” nie ma co pisać. Tyle razy słyszeliśmy je na RMFie czy ZETce, że aż szkoda oklepywać je jeszcze bardziej.
Bardzo udana to płyta, the end.
© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone