No to co… otwieramy jabola, ustawiamy sobie bezkres Połonin na tapecie i ruszamy z kolejnym tekstem. Tym razem nietypowo, bo sięgniemy po klasykę polskiego punka – KSU. Kapelę nierozłącznie związaną z Bieszczadami i ich sercem czyli Ustrzykami Dolnymi.
Na zespół natknąłem się zupełnie przypadkiem i nie do końca od tej strony której trzeba. Pierwsze kawałki, które usłyszałem pochodziły z akustycznej płyty wydanej na 30-lecie zespołu. Nie można tym aranżacjom nic zarzucić. “Moje Bieszczady”, “Za Mgłą” czy “Tańczący z Czasem” w akustycznej otoczce brzmią po prostu pięknie (serio to słowo pasuje to najlepiej) i w odbiorze przywołują same pozytywne wspomnienia.
Ale przecież nie z pięknych, łagodnych i akustycznych kawałków KSU stało się legendą polskiej sceny punkowej. To hymny takie jak “Jabol Punk”, “1944”, “Po Drugiej Stronie Drzwi” czy “Ustrzyki” pozwoliły uzyskać zespołowi takie miano. No i właśnie… najprościej byłoby zająć się debiutanckim krążkiem – “Pod Prąd”. Album wypełniony punkowymi przebojami, szeroko znany i szanowany. Jednak żeby nie było zbyt banalnie i za oczywiście, sięgniemy po trzeci oficjalnie wydany i mam wrażenie że trochę niedoceniany krążek – “Moje Bieszczady”.
Od razu się doczepię bo dużą rysą na szkle tej płyty jest… perkusja, a raczej jej brak. Zastosowano tutaj automat perkusyjny i to słychać, niestety mocno słychać. Przymknijmy jednak na to oko bo mimo wszystko mamy tutaj całkiem sporo udanych kompozycji. Nie usłyszymy tu dużo punkowego brzmienia, albo inaczej – jest punk, ale mocno podsycony hard rockiem. Siczka wielokrotnie podkreślał swoje zamiłowanie rockiem lat 70 i wyraźnie to tutaj słychać. Najlepszym dowodem na to jest “Hej Panie Rock N’ Roll” gdzie mamy na końcu kawałka całą listę zasłużonych dla rocka. Co jeszcze lubię? Oczywiście obie części “Moich Bieszczad”, a dodatkowo dorzuciłbym jeszcze świetny tekstowo i muzycznie “Wielki Bazar” czy dynamiczny i znów hard rockowy “4 lipca w Warszawie”.
Resztę przesłuchajcie sami. Koniec. Pozdrawiam.
© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone