W końcu. W końcu zrobiłem tą recenzję. W planach miałem ją już od dawna i właściwie za każdym razem kiedy wracałem do Końca Świata zarzucałem sobie, że jestem pod tym względem aż tak opieszały. Trwało to tak długo, że aż z ciekawości sprawdziłem i okazało się że omówienie tej płyty zapowiadałem już 20 lutego. Wjechał więc delikatny, zaledwie 9-miesięczny poślizg, ale w końcu naszła mnie odpowiednia motywacja i coś stworzyłem. Nie bez wpływu na to była oczywiście obecność na ostatnim koncercie, która stała się ostatecznym kopniakiem żeby pochwalić się sympatią do tego zespołu.

“Oranżada” była pierwszym moim zetknięciem z grupą pochodzącą z Katowic. Jakoś swieżo po premierze (jakby nie patrzeć już spory kawałek czasu temu) tytułowy kawałek bardzo długo katował mój brat. To był wtedy całkiem spory przebój, który regularnie gościł w stacjach radiowych i wdarł się mocno do mainstreamu. Nie wiem, z resztą, czy to nie najbardziej rozpoznawalny utwór Końca Świata. Niezwykle nostalgiczna opowieść o podróży po tym świecie i przemijaniu, w dodatku doprawiona znakomitą warstwą muzyczną. Słuchasz i automatycznie wchodzisz w stan zadumy. Kawałek wyjątkowo brzmiący, szczególnie teraz w czasie Wszystkich Świętych.

Bo teksty to element, który w dużym stopniu buduje ten zespół. Nie ma tu kompletnie mowy o śpiewaniu o niczym. Z resztą nie może być takiej mowy bo Jacek Stęszewski czyli autor tekstów i lider to specjalista od poezji śpiewanej. Gdyby ktoś chciał określić ten zespół w kilku słowach najlepiej byłoby napisać, że mamy do czynienia po prostu z mocno poetyckim śpiewaniem w rockowym, czasami mocniejszym lub słabszym gitarowym opakowaniu. Na ostatnich krążkach nawet z domieszką odświeżającej elektroniki, na wcześniejszych w bardziej folkowym czy skapunkowym stylu. Stąd ten pewien dysonans wśród fanów. Jedna część osadzona gdzieś w tym wcześniejszym, spokojniejszym graniu, druga w nowszych albumach (np. “God Shave The Queen”).

No i za każdym razem kiedy wrzucam sobie któryś z tych krążków zastanawiam się jak to się stało, że zespół nigdy nie przebił się do tej pierwszej linii popularności. Teoretycznie ma to wszystko co powinien mieć, a został gdzieś z tyłu. Szkoda.

© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone