Powinienem napisać, że to pożegnalna recenzja. Potem stworzyć kolejną i znów ją tak określić. A następnie jeszcze kilka i cały czas pisać to samo. Wyjątkowo wpasowałbym się wtedy w schemat ogłaszanych przez ostatnie lata tras koncertowych zespołu Kiss. Pozostawmy jednak te złośliwości na boku, bo to zbyt zasłużona i uznana grupa, żeby być aż tak bezwzględnym. Tym bardziej, że Panowie mają na swoim koncie kilka naprawdę niezłych płyt, a w szczególności w latach 70. znajdowali się na szczycie panteonu rockowych gwiazd.
Początek lat 80. nie był już jednak aż tak udany. Wewnętrzne tarcia między oryginalnymi członkami grupy były jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Zainteresowanie Kiss słabło, a wydane w 1980 roku „Unmasked” oraz w 1981 „Music from The Elder” udowadniały również głęboki kryzys artystyczny. Szczególnie ten pierwszy wypadł fatalnie. O ile romans z disco udał się jeszcze w miarę na „Dynasty”, tak na kolejnym krążku nastąpiło zdecydowanie zbyt duże złagodzenie i odejście w stronę poprocka. Z resztą sam Gene Simmons swierdził później, że nie zagrałby tego albumu nawet własnej matce… no o czymś to świadczy.
Samo Kiss, jak i środowisko wokół zespołu, wiedziało już, że czas na zmiany, a w pierwszym etapie tego procesu postawiono na modyfikację brzmienia. Otrzymaliśmy album zupełnie inny niż poprzednie płyty. Krążek mocny, momentami heavymetalowy, ze zdecydowanie najcięższymi dźwiękami jakie dotychczas proponowała grupa. Kiss znowu brzmiało wiarygodnie, a przede wszystkim świeżo. Już od samego początku otrzymujemy tutaj mocne gitarowe riffy i zapadające w pamięć refreny. Tytułowy „Creatures of The Night” jest świetny, trochę w stylu solowego Ozzyego, przygotowuje nas na to, co usłyszymy w dalszej części. Zaraz potem dostajemy całkiem fajny rocker „Keep Me Comin”, czy melodyjny i stadionowy „Danger”. Dorzucając do tego słynny „I Love It Loud” powstaje nam naprawdę fajna mieszanka. Okej, są też słabsze momenty jak „Saint and Sinner”, ale i tak po latach równi pochyłej nareszcie chciało się słuchać Kiss.
To nie był koniec metamorfozy. Żeby przywrócić zainteresowanie, zespół zdecydował się na zrzucenie makijaży. I to dopiero był strzał w dziesiątkę.
© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone