Kiedy byłem małym, kilkuletnim berbeciem miałem zapisany na swoim komputerze plik o nazwie “MUZYKA”. Był to najzwyklejszy dokument stworzony w notatniku, w którym zapisywałem tytuły utworów, które w jakiś sposób mi się spodobały albo chociaż zapadły w pamięć. Z racji tego, że słuchało się u nas w domu jedynie słusznej muzyki rockowej to na liście znajdowały się prawie same legendy takie jak: Pink Floyd, The Who, King Crimson, Kansas i wiele wiele innych. Zapętlałem bardzo często te utwory, dokonując jednak co jakiś czas systematycznej aktualizacji. Lista gdzieś tam chyba przetrwała nawet do dziś i chętnie bym do niej powrócił bo sumie można powiedzieć że mały ja stworzyłem sobie protoplastę istniejącej dzisiaj mojej playlisty w spotify. 😉 Jednak ja nie o tym, przejdźmy do sedna.

Jednym z kawałków, które na tej liście się znajdowały był “Thela Hun Ginjeet”. Pochodzący z “Discipline” utwór był długo, właściwie jedyną kompozycją King Crimson, którą znałem. Wyobraźcie więc sobie mój szok, kiedy sięgnąłem po wcześniejsze płyty z dyskografii. Miałem wrażenie, że mam do czynienia z dwoma różnymi zespołami i… trochę miałem racji, bo dość długo wiele wskazywało na to, że w ogóle nie będzie to płyta Crimsonów. Ostatecznie w trakcie trwającej już sesji nagraniowej zdecydowano się na dobrze znany szyld. Kontrowersyjnie, ale…

… ale nikomu innemu tak dobrze nie wychodziły aż tak duże zmiany stylistyczne, jak King Crimson w latach 80. Zespół znowu błyszczy, całość zachwyca połamanymi, skomplikowanymi partiami gitarowymi, a mimo tego zachowuje przebojowy charakter. Tak jak na przykład w “Elephant Talk” czy “Frame by Frame” – oba w warstwie rytmicznej trudne, a jednak wspaniale intrygujące. Z resztą na całym krążku trwa cudowna zabawa dźwiękami. Słychać to doskonale w zwiewnym “Matte Kudasai” czy eksperymentalnym i osadzonym w afrykańskich klimatach “Thela Hun Ginjeet”. Całość wieńczy instrumentalny “Discipline”. Jak sama nazwa wskazuje najbardziej uporządkowany i zdyscyplinowany utwór na płycie.

Całość jest naprawdę świetna, a swoją kontynuację album znalazł na “Beat”, co też było dla King Crimson zupełną nowością.

© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone