Jest na Uniwersytecie Wrocławskim taki całkiem fajny, a przede wszystkim ciekawy fakultet: „Widma najntisów. Literackie i kulturowe dziedzictwo lat dziewięćdziesiątych”. Super tematyka! Jeżeli miałbym możliwość, to przyznam, że chodziłbym chętnie i zawsze. No i w związku z tym, tak się zacząłem zastanawiać co właściwie najbardziej mi się z latami 90. kojarzy. Długo nie myślałem, bo gdybym miał wskazać listę takich rzeczy, to bez wątpienia właśnie solowa czy też niesolowa twórczość Kazika znalazłaby się w samej czołówce. Po prostu mam tak, że kiedy myślę o krajowym podwórku tego okresu, od razu przed oczami stają mi teledyski do „Jeszcze Polska” czy „Artystów”, a w głowie brzęczą „12 groszy” albo właśnie „Las Maquinas de la Muerte”. Jest Pan Kazimierz jakimś moim, własnym symbolem tego okresu.
Więc można się spierać, która z tych wszystkich płyt jest najlepsza. Ja miałbym duży problem, żeby wybrać tą konkretną, ale nie miałbym problemu wskazać, którą najwięcej razy katowałem i znam właściwie na pamięć. Skąd taka słabość do „Maszyny Śmierci”? Tak właściwie z kilku powodów. Ogromną zaletą tego krążka jest fakt jak bardzo jest on „polski”. Fantastycznie opisuje naszą smutną rzeczywistość, dodatkowo celnie komentując ówczesne wydarzenia polityczne czy społeczne. Ponadto to kopalnia genialnych linijek, które do dzisiaj są w obiegu, a niektóre zwroty zwyczajnie weszły do mowy potocznej. Kazik rozprawia się tutaj między innymi z Józefem Oleksym, ale obrywa się także Kukizowi. Dokładając „Legendę Ludową” czy „Ich Bin Dobry Catolico” to jest to, po prostu, tekstowe mistrzostwo.
Czy można coś temu krążkowi wytknąć? Chyba tak. Jest no… trochę za długi. Cierpi na to samo, co inne wybrane wydawnictwa Kazika, czyli przeładowanie. Muzycznie? Jest trochę bardziej bogato niż na poprzednim albumie, ale znów przede wszystkim ciężko i gitarowo. Choć z ciekawostek pojawiły się między innymi sample.
No i wypadałoby zakończyć cytując „Kto kupuje płyty od złodziei jest…” no, wiadomo. ????
© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone