Ciężkie były czasy komunizmu dla polskiego fana zachodniej muzyki rockowej/heavymetalowej. Dostęp do wydawnictw był mocno ograniczony, a zdobycie jakichkolwiek albumów zawdzięczało się najczęściej krewnym albo znajomym wracającym z “lepszego świata”. Tym bardziej każdy krążek cieszył, a wieczorne czy nocne odsłuchy zamieniały się w swego rodzaju święto.
Był rok 1980. Mojemu tacie, młodemu wtedy licealiście, wpadła w rękę właśnie nowa porcja New Wave of British Heavy Metal czyli Judasowe “British Steel”. Już sama okładka robiła, i szczerze mówiąc robi do dziś, duże wrażenie. Żyletka wbijająca się w dłoń, zakrwawione ślady specjalnie przyciemnione dla złagodzenia odbioru i czarne tło. Zdecydowanie czołówka najbardziej charakterystycznych projektów w historii muzyki metalowej. To jednak nie wszystko, bo pod świetną okładką kryje się również porcja bardzo udanej muzyki. W 1980 roku robiło to ogromne wrażenie, na moim tacie jedno z największych wówczas, i… po 40 latach na mnie zrobiło dokładnie takie samo. Choć warto podkreślić, że początkowo byłem sceptycznie nastawiony. Bałem się, że może będzie zbyt jednolicie, zbyt płasko, ale po kilku przesłuchaniach jestem pewny, że zupełnie tak nie twierdzę.
Na pewno nie można zarzucić “British Steel” braku charakterystyczności. Kto z fanów muzyki heavymetalowej nie pozna riffów z czterech pierwszych utworów? W szczególności “Breaking The Law”. Przecież to kanon. W żadnym wypadku nie można też powiedzieć o braku przebojowości. “Living After Midnight”, “Metal Gods” czy “United” to kawałki, które nie tylko zrobiły furorę w metalowym świecie, ale wdarły się również do tak zwanego mainstreamu. Można podnosić protesty, że to komercha, że Judasi nagrali po prostu lepsze płyty… ale co z tego? I tak ten album będzie legendą i może nie szczytowym osiągnięciem New Wave of British Heavy Metal (tutaj przodują dla mnie Ironi) to i tak jednym z najważniejszych dzieł tego nurtu.
Dlatego nie warto krytykować, warto doceniać.
© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone