Podróżując dalej drogą sentymentów docieramy do przystanku brytyjskiego agronoma. Jethro Tull, twórca m.in. siewnika czy narzędzi do plewienia chwastów dał także nazwęnajwspanialszej folk rockowej kapeli w historii. Jak przystało na mój drugi w kolejności ulubiony zespół oczywiście na półce stoi cała dyskografia, z tym ten jeden krążek, który zasługuje na szczególną uwagę…
Mowa o płycie kompletnej, płycie świetnej, wspaniałej – Heavy Horses.
To właśnie od niej zaczęła się moja przygoda z Tullami, a właściwie to nie. Przygoda z Tullami zaczęła się od filmu zrealizowanego w 1988 z okazji 20 lecia kapeli.Kilka lat temu TVP Kultura bardzo mocno dręczyła widzów tym dokumentem (obejrzyjcie sobie, całe 13 opinii na filmwebie – jest moc). Mój tata jako zapalony fan, wiecznie marudził mi nad uchem żebym z nim to obejrzał, ja nie chciałem, on namawiał, namawiał no i namówił. W filmie, w którym w ogóle wypowiadają się w sumie głównie niemieccy fani <no bawi mnie to> (fascynacja Jethro Tull w Niemczech to naprawdę chyba historia na oddzielny temat) pojawia się przez moment fragment teledysku do tytułowego z Heavy Horses utworu. No i najlepsze jest to że to wystarczyło. Zakochałem się w tym utworze (do dziś mój ulubiony kawałek Andersona), w tym teledysku, klimacie wsi… no naprawdę we wszystkim.
Tytułowy utwór to nie jedyna perełka na krążku. Dobrze w ucho wpada także Rover, a melodyjny, spokojny i balladowy Weathercock jest bardzo ładnym zwieńczeniem tego udanego krążka. Fajnie wypada również mniej folkowy, a bardziej rockowy Journeyman chociaż gdybym układał trójkę najlepszych z płyty to już chyba na podium by się nie załapał.
Ian Anderson w ogóle miał to do siebie, że lubił w czasie sesji nagraniowej odrzucać udane kawałki. No i sobie stwierdził że w przypadku Heavy Horses odrzuci kawałek o tytule Broadford Bazaar. Świetny utwór, chyba po tytułowym drugi mój ulubiony. Dziękujemy za ten flet Ian!
No i tyle. Najlepszą płytą Jethro Tull jest Heavy Horses.
© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone