Głosem ludu to właśnie “Master of Reality” został wskazany jako kolejny krążek do recenzji. Przyznam, że nawet mnie to ucieszyło. Cenię sobie niezwykle “Perfect Strangers”, czy “Load” Metallici, ale gdybym miał wskazać największą perełkę spośród wymienionych, to byłaby to zdecydowanie właśnie trzecia płyta Panów z Birmingham. Krótki album, przekraczający zaledwie pół godziny. Jednak fakt, że ten materiał jest tak skondensowany działa tylko na jego korzyść. Wydobyto tutaj wszystko co najlepsze z Black Sabbath. Już na “Paranoid” ten styl był dopracowany i jedyny w swoim rodzaju, ale na “Master of Reality” nastąpiło apogeum. To BS w najczystszej postaci, doprowadzone do perfekcji. Nie lubię szastać tym określeniem, ale gdybym miał powiedzieć co rozumiem przez pojęcie arcydzieła metalu, ten album spokojnie by się do tego kwalifikował.

Co ciekawe, Iommi po latach właśnie tą płytę wskazywał jako album, który chciałby poprawić. Twierdził, że Panowie podczas nagrywania pogubili się i za bardzo eksperymentowali. Tony rzucił te słowa w 1992 roku i jest to o tyle znamienne, że złośliwi fani mogliby mu zarzucić, że powiedział to w momencie kiedy Black Sabbath było najbardziej pogubione, a na pewno zdecydowanie bardziej niż w momencie nagrywania “Master of Reality”. W rzeczywistości, to co Iommi, wskazuje jako najsłabszą stronę tej płyty, moim zdaniem jest właśnie jej najmocniejszą częścią. Przytarganie do studia gitary akustyczne, skorzystanie z fletu czy pianina okazało się niezwykle udaną próbą. Nawet Ozzy brzmi tu fantastycznie śpiewając tak nisko jak nigdy dotąd. Duża zasługa w tym Iommiego, który obniżył strój gitary o trzy półtony. Początkowo to nawet działało… a potem znów Osbourne stwierdził, że może śpiewać wyżej. Niestety na występach już nie potrafił tego powtórzyć, więc ostatecznie wyszło jak zwykle.

W każdym razie ta mieszanka ballad, charakterystycznego dla BS średniego tempa i mrocznego klimatu, a nawet kaszlu Iommiego, przyniosła ostatecznie wspaniały efekt. Trzeci krążek zespołu, okazał się bezapelacyjnie jednym z jego najlepszych… o ile nie najlepszym.

© 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone